Na Gałęziste autorstwa Artura Urbanowicza natknęłam się przypadkiem w którymś tam wpisie, przy oglądaniu bloga Wiktorii. To był ten moment, gdy bardzo potrzebowałam poczytać coś słowiańskiego, koniecznie coś słowiańskiego. Przeczytałam opis i powieść Urbanowicza wydała mi się w sam raz, więc czym prędzej się za nią zabrałam. Swoją drogą, świeżo po przeczytaniu wszędzie widzę na bookstagramie te nowe wydanie, które wyjdzie w listopadzie i wiecie co? Stara okładka podoba mi się bardziej, serio! Nowa, też jest bardzo ładna, ale stara taka bardziej klimatyczna mi się wydaje.



Poznajemy Karolinę i Tomka, którzy pomimo różnic są ze sobą od paru już lat. Żeby było ciekawiej, Karolina to praktykująca (naprawdę baaardzo praktykująca) katoliczka, natomiast Tomasz to z kolei zatwardziały ateista. Niestety, w ich związku nie dzieje się najlepiej, dlatego dziewczyna chcąc go ratować, wymyśliła podczas świąt Wielkanocnych wspólną wycieczkę do Suwałk, mając nadzieję, że ten wyjazd na nowo zacieśni ich relację. Choć mężczyzna jest oporny, zgadza się na to, wybierając po prostu mniejsze zło.


Kara, aby była karą, musi mieć też charakter wychowawczy.
 
Dojeżdżając na miejsce, okazuje się, że w pensjonacie, w którym wynajęli pokój, nie ma nikogo, jednak w ramach rekompensaty zapominalscy właściciele, skierowali ich do swoich znajomych i opłacili nocleg w urokliwej osadzie Białodęby w samym środku lasu.
Szybko się okazuje, że to nie jest zwykłe miejsce, a lasem włada pewien potężny demon, któremu cześć oddają Jaćwingowie, czyli taka bodajże etniczna(?) mniejszość żyjąca na tamtych terenach, a przy tym bardzo nienawidząca chrześcijan. Sęk w tym, że na cel obrali sobie rzecz jasna Karolinę i od tego momentu cała akcja się zagęszcza.
Co mi się podobało? 
Gdybym miała określić książkę tylko jednym słowem, wcale długo bym się nie zastanawiała; genialna. Fajni bohaterowie, świetnie prowadzone wątki, mnóstwo zwrotów akcji, choć momentami się gubiłam i zastanawiałam się o co tam właściwie chodziło. Trzeba przyznać autorowi punkty za wyobraźnię i umiejętność trzymania w napięciu. Mam ogromną ochotę sięgnąć po inne książki tego autora i z przyjemnością to uczynię!

W lesie umarłaś, w las się obrócisz. 
Bardzo podobało mi się wykorzystanie motywu Leszego, choć mam parę słowiańskich książek za sobą, to we wszystkich były, albo szeptuchy, albo upiory i ci, którzy z nimi walczą, a tutaj mamy coś zupełnie innego. Zwłaszcza, że postać Leszego, bardzo mnie intryguje. Dodatkowo przedstawienie lasu, jak potęgi, a zarazem w pewnym sensie i świętości. Bardzo przypadł mi ten motyw do gustu. No i na ogromny plus jest także sam pomysł z Jaćwingami - nigdy nie byłam na Suwalszczyźnie i nie przyszłoby mi do głowy, że gdzieś tam są pozostałości po właśnie takich plemiona, o których nie słyszałam, albo nie pamiętam, że słyszałam.
Niesamowite opisy przyrody, pogańskie rytuały i różne dywagacje na temat religii, to także były bardzo interesujące wątki.

Zastanawiające, że w całej tej wojnie pomiędzy ateistami a wierzącymi rozważa się tylko dwie możliwości – Bóg istnieje albo nie.
A co jeżeli jest trzecia…? 

Muszę także przyznać, że Artur Urbanowicz, zdecydowanie potrafi zaskakiwać. Zakończenie wbiło mnie w krzesło i rozłożyło na łopatki. W pierwszej chwili myślałam, że to sen, któregoś z z bohaterów, ale nie, to nie tak. Tak mieszane uczucia do zakończenia książki, miałam chyba tylko po 31 korytarzy Agaty Rybki, gdzie też nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, po skończeniu. Ale bardzo mi się podobało, takie przedstawienie sytuacji. Zwykłe; żyli długo i szczęśliwie, byłoby za proste. Znowu, gdyby "ci źli" wygrali, też byłoby za prosto i podejrzewam, że można byłoby się nawet oburzać, że jak to tak. Jednak to, co nam autor zaserwował, było zdecydowanie niespodziewane!
Jest to jedna z najlepszych powieści, które przeczytałam w tym roku. Może nie najlepsza, bo wątpię, aby coś zrzuciło z piedestału Ty Caroline Kepnes, ale w moim prywatnym rankingu Urbanowicz toczy zażarty bój z Czornyjem [kto wie, że rozpływam się nad powieściami tego pana, to zrozumie]; gdybym miała wybierać, to decyzja nie byłaby łatwa.
Nie wiem, czy ta książka ma jakieś wady. No, może jedna postać wydała mi się ciut za idealna, ale to taki drugoplanowy pan, więc nie wiem, czy ma to jakieś znaczenie. Chociaż mam pewne zastrzeżenia do Karoliny, ponieważ momentami jej religijność była chyba przesadzona, a Tomek był trochę burakiem-cebulakiem i ta jego cecha mogła nieco irytować, choć mnie to troszkę śmieszyło.
Polecam, bardzo, bardzo polecam! 


_______________________________________




_______________________________________

Brak komentarzy: