Na wstępie może powiem, że nazwa serii Czarny Mag autorstwa Rachel E. Carter nieco mnie odpychała od tej powieści, ponieważ jednoznacznie kojarzy mi się z Trylogią Czarnego Maga autorstwa Trudi Canavan, którą bardzo polubiłam! Kto nie polubił Akkarina, niech pierwszy rzuci kamieniem! Jednak fabuła Pierwszego Roku wydawała mi się bardzo interesująca i prędzej, czy później musiałam po nią sięgnąć.

Poznajemy nastoletnia Ryiah i jej bliźniaka Alexa, którzy pochodzą z biednej rodziny, ale postanawiają rozpocząć nauki w Akademii Magii. Alex mam moc, lecz jego siostra jeszcze jej nie odkryła, ale wierzy że musi także być magiczna, ponieważ istniał jakiś związek z bliźniakami, więc się nie poddaje. Ponad stu dwudziestu uczniów przybywa na pierwszy rok, jednak z tej liczby, tylko piętnastka dostaje szanse, aby dostać się na nauki.

Mordercze treningi, czy osoby z wyższych sfer, które zawsze na starcie mają łatwiej, sprawiają że utrzymanie się w akademii staje się niemal niemożliwe i wielu rezygnuje, jednak dziewczyna nie poddaje się.
W tle pojawia się także wątek Darrena; młodszego księcia, który nie jest następcą (według prawa następcy tronu nie mogą szkolić się w akademii), który mocno daje w kość głównej bohaterce, a potem darzy ją sympatią, jednak ten wątek jest na bocznym planie, a na prowadzenie wysuwają się szkolenia i magia.
Lepiej usłyszeć prawdę od kogoś szczerego niż fałszywe pochlebstwa.
 Powieść czytało mi się bardzo szybko, zdecydowanie mnie nie nudziła, opisy były całkiem zgrabne, fajny świat przedstawiony i podobało mi się też przedstawienie akademii; treningów, zasad i tego typu rzeczy. Autorka musiała zapewne się nagimnastykować, aby wymyślić coś oryginalnego i myślę, że jej się to udało.
Postać Ryiah to także przykład silnej bohaterki. Dziewczyna jest bardzo zdeterminowana, ambitna i mimo niepowodzeń, czy innych przeciwności losu, to robi wszystko, aby nie zostać w tyle i pracuje dwa razy ciężej, niż inni, aby osiągnąć swój cel.

Na plus bardzo zasługuje teoria magii, którą zastosowała autorka. Mówię tu o sposobie rzucania zaklęć, nie pamiętam książki, gdzie było coś takiego, zawsze jakieś różdżki, machanie ręką i wszystko się działo, a tutaj nie, w tym przypadku bohaterzy musieli bardziej się wysilić.
Podoba mi się także okładka - jest prosta, ale od razu widać, że mamy do czynienia z powieścią fantastyczną.

Raczej nie mam się do czego przyczepić; polecam!

Brak komentarzy: