Czarna Madonna odkąd tylko usłyszałam o tej powieści wydała mi się interesującą pozycją i wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Chciałam to zrobić niedługo po premierze, udało mi się nawet dostać pdfa w tamtym czasie, ale jakoś mi się to odwlekało, aż w końcu niemal zapomniałam o tym. Książka pióra polskiego autora - Remigiusza Mroza, który książkoholik o nim nie słyszał? Kto, nagminnie pochłaniający książki, jeszcze nie zapoznał się z jego dziełami?
Aż do teraz. Szklanka czytała jego Ekspozycję i zdawała nam relację, więc sobie myślę, a wezmę się za tą Czarną Madonnę. I tak byłam rozłożona chorobą, to co lepszego mogłam robić? I tak wyszło, że pochłonęłam te ponad czterysta stron w jeden dzień.
Na ogół nie czytam horrorów, nie jestem ich jakąś wielką fanką, choć raz na jakiś czas coś mi się zdarzy, ale nie każdy też mi podejdzie, o czym świadczy też fakt, że nie każda książka Światowego Mistrza Grozy też mi się podoba.
Lubię jednak powieści z religią i kościołem w tle, a nawet, gdy odgrywają ogromną rolę w fabule. I tak mamy tutaj.
Głównymi bohaterem książki jest Filip, czy też Berg, jak nazywają go wszyscy; były ksiądz, który zrezygnował z posługi, aby wejść w związek małżeński z Anetą. Para zamierzała polecieć przed ślubem do Ziemi Świętej, jednak sprawy się skomplikowały i mężczyzna musiał zrezygnować z wycieczki. Boeing 747 irlandzkich linii lotniczych, którym miała lecieć Aneta powinien wylądować nocą w Tel Awiwie, ale tam nie dotarł, bowiem samolot zniknął z powierzchni ziemi.
I nikt nie wie, co się z nim stało.
"To nie było szukanie igły w stogu siana. Raczej źdźbła w stogu igieł"
Zniknął ze wszelkich radarów, stracono całkowicie z nim łączność i podejrzewano najgorsze: że samolot spadł do morza.
Wszystko komplikowało się, gdy czasami odzyskiwano łączność z samolotem, jednak pojawiał się on w miejscach, w których być nie powinien, a co więcej nie miał prawa być, bowiem nawet najlepsza maszyna nie potrafiła przemieszczać się tak szybko. Te miejsca nie były jednak przypadkowe, bowiem tworzyły na mapie heksagram, czyli satanistyczny symbol. Odkąd tylko były ksiądz to dostrzega, zaczyna zastanawiać się, czy zniknięcie samolotu nie ma czegoś wspólnego z siłami nadprzyrodzonymi.
Do załamanego Filipa przychodzi ojciec, aby podtrzymać syna na duchu, tyle że… jego ojciec nie żyje od ponad roku. Niebawem znika kolejny samolot, a Berg zostaje nękany przez siły nieczyste.
W tym wszystkim bardzo pomaga Filipowi Kinga - siostra jego narzeczonej, która jako jedyna od początku wierzy w jego słowa. Co więcej, bohater zaczyna drążyć i łączy zaginięcie samolotu z katastrofą sprzed lat. Na obydwu tych samolotach został przewożony obraz z wizerunkiem Czarnej Madonny. Co więcej, Berg wie, że uczestniczył w tamtej katastrofie, co w ogóle nie jest możliwe. Myślicie, że to koniec? O nie! Mamy tutaj dużo więcej! W pewnym momencie pojawia się Szeptucha, a także samolot szczęśliwie ląduje w Izraelu, a z niego wychodzi… No właśnie, kim on jest? Mężczyzna z białą brodą, określający siebie jako Istniejącego. Nikt nie wie kim on jest; antychrystem, fałszywym prorokiem, a może samym Bogiem? Ja obstawiałam te opcje w różnych momentach powieści.
Krótko mówiąc wszystko wydaje się być na dobrej drodze do Sądu Ostatecznego i Apokalipsy.
Z modlitwą jest trochę jak z mieczem. Muszę wiedzieć, jak go używać.
Powieść czytało mi się bardzo szybko i bardzo często przechodziły mnie ciary. Jestem wierzącą i praktykującą katoliczką, więc ten temat bardzo mnie ruszał i poniekąd przerażał. Skończyłam czytać przed północą, a będąc w trakcie wiedziałam, że to zdecydowanie zły pomysł. Nie polecam czytać tego w nocy.
Książka jest dobra, bardzo dobra. Językowo, czy pod względem wywoływania emocji, a przede wszystkim dobrze dopracowana. Autor musiał spędzić nad nią wiele długich godzin, aby to wszystko przedstawić. Powoływanie się na Pismo Święte, historyczne przypadki opętania, czy inne wszystkie teologiczne ciekawostki. Zebranie tego wymagało ogromnej ilości czasu i pracy i momentami z niedowierzaniem czytałam. Zwykły szary człowiek, który nie interesuje się tematem nie ma, aż takiej wiedzy, więc tu naprawdę; szacun.
Jak mówiłam wcześniej; Czarna Madonna wywołuje emocje. Gdy obudziłam się w środku nocy, każdy szmer wydawał mi się podejrzany, a ja wciąż pamiętałam o książce. Mam zbyt bujną wyobraźnię. Jeśli też masz mega wybujałą wyobraźnię i niekoniecznie stalowe nerwy, to raczej nie polecę horroru; ale jeśli jesteś nad tym, to polecam zdecydowanie. Nie wiem, czy sięgnę raz jeszcze po tą powieść, może kiedyś, gdyby wersja papierowa wpadła mi w ręce, ale na tą chwilę to jednak zbyt wiele.
Póki co przeczytałam sto stron "czarnej madonny", ale póki co nie jet jak dla mnie zbyt emocjonująco :)
OdpowiedzUsuńMoże nie jest to książka dla Ciebie, w takim razie? :) Nie wiem, mnie akurat ruszyła od początku^^.
Usuń