Sześć Serc autorstwa L. H. Cosway nie jest jedną z tych powieści, które bardzo chciałam przeczytać, nie miałam jej na swojej ciągle rozrastającej się liście książek do przeczytania, a co więcej; wcześniej o niej nawet nie słyszałam. Dlatego nawet nie wiedziałam czego się po niej spodziewać, choć na początku nawet nie przywiązywałam do tego takiej wagi.

"(...) tajemnica jest lepsza niż prawda. Dlaczego więc nie żyć magią? Dlaczego nie być znów dzieckiem i nie wierzyć w fantazje? Życie jest fajniejsze z odrobiną dymu i luster."


Sześć Serc to książka którą po prostu dobrałam jako tą trzecią bo promocja ze stwierdzeniem, że może, z naciskiem na wielkie może jednak będzie mi się podobać. Nie byłam jej pewna, ale tu na scenę wkroczyło takie janouszowo-grażynowe myślenie, że jak za darmo to nie będzie mi szkoda, jeśli jednak okaże się straszna. Logiczne, nie? Choć muszę przyznać, że okładka jest niesamowita. Mężczyzna skąpany w obłokach dymu robi wrażenie i ten tytuł; taki tajemniczy, niejednoznaczny, no bo jak to: Sześć Serc? I choć nie oceniam po oprawie graficznej, bo wiadomo, jak złudne bywają, to jednak odrobinę mnie zaintrygowała, pomimo tego, że potraktowałam ją na początku nieco olewczo, ale potem, o dziwo była pierwszą, po którą sięgnęłam, więc myślę, że tym czynem się odrobinę zrehabilitowałam. Chociaż, to chyba dlatego, że jako pierwsza nawinęła mi się pod oczy...

Prolog mnie odrobinę zdezorientował, gdy zaczęłam już czytać właściwe rozdziały, ale przeskoczyłam nad nim i… bardzo wyciągnęłam się w tą powieść.

Ta zdzira ma więcej problemów niż Vouge numerów.

Poznajemy Mathilde - młodą kobietę, która mieszka z samotnym ojcem i pracuje razem z nim w jego kancelarii prawniczej, Choć dawno temu w jej życiu wydarzyła się tragedia, a późniejszy pożar pozostawił jej szpetne blizny, to mimo wszystko żyje dalej swoim życiem i wciąż poszukuje tej jedynej prawdziwej miłości. 

Natomiast Jay to iluzjonista, oszust i mówią, że morderca. Wrócił od wuja ze Stanów, aby nadawać program, w którym pokazuje magiczne sztuczki, które naprawdę robią wrażenie. Taki z niego dobry prestidigitator! (całe życie czekałam, aby wreszcie użyć tego słowa^^). Po jednym z jego pokazów pomocnik dostał ataku serca i zmarł, jak głoszą lokalne wieści. Jedna ze znanych w całym kraju dziennikarek oskarża go i ciągle pisze niepochlebne artykuły na jego temat, więc Jay w odwecie chce pozwać całą gazetę i pragnie, aby to ojciec Mathildy był jego prawnikiem. Jak się później okazuje ma do tego dość poważny motyw i sama byłam zaskoczona, że to wszystko tak zgrabnie się łączy! Nic jednak więcej nie powiem, bo to już dość znaczny spojler. Ale dopowiem jeszcze, że iluzja, goni iluzję, a fabuła jest pełna niespodzianek i to takich dość zaskakujących.

Oczywiście mamy tutaj wątek romantyczny; Jay i Mathilda stają się sobie bardzo bliscy i to on tutaj przoduje. Czasami jednak nie rozumiałam zachowania Jaya; chciał z nią być, ale nie chciał. Logiczne, prawda? I mawiają, że to kobiety są niezdecydowane!

Ponadto w powieści występuje wiele innych barwnych postaci i poruszanych jest wiele wątków. Choćby homoseksualizm; Michelle i Jessie, zwłaszcza Jessie naprawdę wymiatają. Ogólnie myślę, że bohaterzy są dość dobrze wykreowani.

Książka była dla mnie ogromnym, ale za to jakże pozytywnym zaskoczeniem i bardzo się cieszę, że wpadła w moje ręce. I choć znalazłam ją zupełnie przypadkowo, to myslę, że zapamiętam ją na długo i pewnie sięgnę po nią jeszcze nie raz. 


2 komentarze:

  1. Nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale muszę przyznać, że po Twojej recenzji bardzo chciałabym po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, tak, jak i ja wcześniej o niej nie słyszałam, ale już któryś raz przekonałam się, że książki, na które natykam się przypadkiem są warte zainteresowania.

      Usuń