Szeptucha to pierwszy tom serii Kwiat Paproci autorstwa Katarzyny Bereniki Miszczuk, wydawnictwa Wab. Przygody Gosławy Brzózki poznałam co prawda już rok temu, bo była to jedna z książek, które czytałam przed maturą i aż dziw bierze, że nie napisałam wcześniej recenzji, skoro uwielbiam twórczość pani Miszczuk. Jednak ostatnio była premiera Przesilenia, o czym było, a może i nadal jest dość głośno i wcale się temu nie dziwię, a ja miałam niestety lenia i nawet Żercy nie przeczytałam, choć mam pdfa, więc postanowiłam, że wreszcie trzeba to nadrobić te zaległości, bo i ciekawość mnie zżera, co tam było dalej i oto tym sposobem i korzystając z dnia wolnego, pochłonęłam ponownie pierwszy tom słowiańskiego cyklu.

Cała akcja rozgrywa się w XXI wieku, ale w alternatywnej rzeczywistości, bowiem Polska jest silnym, liczącym się w Europie Królestwem, w którym panuje Mieszko XII bodajże, a wiara w słowiańskich bogów nie wymarła i ma się bardzo dobrze, bowiem w 966 roku Mieszko I nie przyjął chrztu, a zamiast tego porwał czeską księżniczkę Dobrawę i zostali związani swaćbą, choć jej ojciec liczył na to, że Mieszko przyjmie chrzest. Cwaniak z niego, nie? Jednak to były dość odległe czasy, a wydarzenia zawarte w książce są o wiele bliższe. Brzmi ciekawie? Oryginalnie? Dla mnie bardzo!

Uroczo - proszę państwa, oto Gosława Brzózka - odrobinę przeterminowana i czerstwa, ale za to ma wizje w bonusie...
Główną bohaterką jest dwudziestoczteroletnia mieszkanka stolicy; Gosia, ale uwaga; nie Malgorzata a Goslawa. Właśnie ukończyła studia lekarskie i musi odbyć obowiązkowy staż u Szeptuchy, czyli takiej mądrej baby ze wsi. Dziewczyna jest typowym przykładem mieszczucha, nienawidzi wsi i panicznie boi się chorób, bakterii, kleszczy i innych owadów, a wejście w las przyprawia ją o atak paniki. Do tego to iście prawdziwa słowiańska ateistka.
Gosia jednak nie ma wyjścia i wyjeżdża w rodzinne strony swej matki; do Bielin pod Kielcami, aby odbyć staż u szeptuchy Jarogniewy, potocznie zwanej Babą Jagą, choć nie dlatego, że mieszka w chatce z piernika i pożera małe dzieci, o nie; to tylko taki żartobliwy skrót.
Dziewczyna na początku swej przygody w Bielinach poznaje przyprawiającego ją o szybsze bicie serca Mieszka, który jak się okazuje, nie jest taki zwyczajny. Ponadto bardzo szybko Gosia przekonuje się, że bogowie i inne demony jednak istnieją, a ona sama jest rodząca się raz na tysiąc lat widzącą, co przyprawia ją o kolejne kłopoty i wpędza w ogromne niebezpieczeństwo, bowiem bogowie czegoś od niej chcą.

Z tego, co się orientuję, to Gosia chyba nie jest ulubioną postacią Czytelników, ale mnie zawsze bawiła ta jej bojaźń przed kleszczami i w ogóle przyrodą. Ogólnie jedynym z czynników, dzięki któremu tak bardzo lubię prozę Miszczuk to humor zawarty na stronicach jej powieści, aczkolwiek muszę przyznać, że seria o Diablicy chyba pod tym względem jest lepsza, choć i tutaj było mnóstwo momentów, przy których się śmiałam.
Podatki takie same plus nie można już pędzić samogonu, bo prezydent zakazał.
Bardzo podobała mi się postać Jarogniewy i jej zachowanie wobec ludzi; ta przaśna chustka na głowie dodająca jej lat, kwieciste spódnice i zaciąganie gwarą; uwielbiam takie rzeczy, tym bardziej, że mieszkam w miejscu, gdzie gwara praktycznie nie istnieje, wiec fascynuje mnie jeszcze bardziej.

Bardzo zabawną postacią był także pewny siebie Radowit; kreowany na takiego typowego mięśniaka-pustaka, co może na początku odrzucać, bo cóż, nie ukrywam, że nie lubię tego typu ludzi, a jednak momentami potrafił mnie naprawdę zaskoczyć, no i przede wszystkim zawsze mnie rozbawiał.

Jedno można śmiało powiedzieć o Słowianach – umiemy się dobrze bawić.

Ponadto w powieści występują przeróżni słowiańscy bogowie, tacy jak: Leszy, Weles, Świetowit, oraz inne demony; płanetnicy, rusałki, wiły, połódnice, strzygi, wąpierze, choć w pierwszym tomie nie do końca dowiadujemy się kto jest kim, a jednak pojawiają się takie postacie. W książce zostały też przedstawione słowiańskie święta i uroczystości tutaj bodajże; Jare Święta i Zielone Świątki zwane też Rusałczym Tygodniem. Wydaje mi się, że te, a nie chce Was wprowadzać w błąd, bo wiecie, jestem już w trakcie pochłaniania trzeciego tomu, ale tak mi się wydaje. Jednak faktem jest to, że to wszystko jest bardzo fajnie przedstawione.
Bardzo chętnie przeczytałam tę powieść ponownie i na pewno jeszcze nie raz to zrobię. Fabuła jest bardzo wciągająca i podoba mi się ta wizja tej alternatywnej Polski. To już kolejny wykreowany przez panią Miszczuk świat; niby taki nasz, ale taki nie do końca, bo jednak inna wiara.

Co tu dużo mówić? Katarzyna Berenika Miszczuk operuje lekkim piórem, humorem, sprawnie łączy ze sobą wszystkie wątki i sprawia, że chce jej się czytać więcej

Każdy ma w sobie pierwiastek zła. Ludzie bez skazy nie istnieją.

4 komentarze:

  1. ciekawa książka

    www.emistrazaczka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Skończyłam tą serię ledwie kilka dni temu i jeszcze żyje w jej świecie ❤

    OdpowiedzUsuń