Syrena i pani Hancock autorstwa Imogen Hermes Gowar to powieść, którą zdecydowanie chciałam przeczytać, odkąd tylko o niej usłyszałam. Kiedy tylko kuzynka powiedziała mi, że jest na promocji, to wiedziałam, że muszę ją mieć — i tak też się stało. Jest to jedna z tych lektur, które najbardziej lubię czytać, jeszcze nie cegiełka, ale porządna wielostronicowa powieść, która porwie mnie na dłużej, niż na jeden, czy dwa wieczory. W Polsce pojawiła się pod koniec stycznia bieżącego roku, wydana nakładem Wydawnictwa Albatros. I wiecie co? Odwalili naprawdę kawał dobrej roboty.

Syrena i pani Hancock jest tak dopracowana pod względem oprawy graficznej, że nie mogłam się na nią napatrzeć, jak dostałam ją w swoje ręce. Piękna powlekana okładka; tłoczenia, złocenia, wypukłości ze zbigowanymi skrzydełkami — pracownia introligatorska miała przy tej powieści pełne ręce roboty. I jeszcze ten śliczny wzór, którym jest zadrukowana strona druga i trzecia okładki. To jest przykład naprawdę dobrze oprawionej książki. Co do jej wnętrza, od strony technicznej również nie mam zastrzeżeń.

Jonah Hancock to wdowiec i wcale nie biedny człowiek parający się handlem morskim, który przynosi mu niemałe zyski oraz wychowywaniem nastoletniej siostrzenicy. Jednak pewnego dnia z wyprawy morskiej wraca jeden z jego kapitanów i oznajmia mu, że sprzedał statek, a za te pieniądze kupił... Syrenę. Tak; owianą legendami kobietę z morza, którą tak naprawdę widzieli tylko nieliczni. Sceptycznie do tego nastawiony mężczyzna postanawia wystawić ją na widok publiczny i pobierać za to pieniądze, mając nadzieję, że jego kapitan nie popełnił błędu i uda mu się odzyskać to, co utracił. Trzeba dodać, że stworzenie było martwe, a do tego szkaradne.

Równolegle do historii pana Hancocka, prowadzona jest także inna; Angeliki Neal. Kobieta jest kurtyzaną, która najlepsze lata ma już za sobą, ale jednak nadal jest obiektem pożądania, co stale wykorzystuje. Stara się zrobić wszystko, aby się sama utrzymać i nie musieć już wracać do domu rozpusty pani Chappell, jednak zgadza się wyświadczyć jej przysługę; musiała towarzyszyć panu Hancockowi na przyjęciu, gdzie ich drogi krzyżują się po raz pierwszy i zostają ze sobą nierozerwalnie złączone. Jeżeli ktoś w tym momencie sądzi, że właśnie nawiązał się między nimi ognisty romans, to niestety się rozczaruje, bo to nie tak.

Podoba mi się kreacja Angeliki i jej przemiana, choć wolałam ją bardziej na początku książki, mimo że czasem wydawała się rozkapryszoną dziewczynką, a samo jej przeistoczenie w skromną kobietę wydaje mi się, że zaszło za szybko.

Natomiast pan Hancock wydał mi się raczej nudny, aczkolwiek może właśnie taki efekt miał wywołać? Jest statecznym spokojnym, uporządkowanym mężczyzną, a do pojawienia się syreny, w jego życiu nie działo się nic ciekawego. Na wielki plus zasługuje również przedstawienie otoczenia Angeliki i jej życia; zawsze takie wątki w książkach mnie intrygowały.

Syrena i pani Hancock to zdecydowanie kolejny, bardzo dobry debiut. Może nie rozpływam się nad tą powieścią, tak, jak robiłam to nad Ty, ale zdecydowanie nie mogę i tej powieści niczego ująć. Aczkolwiek spodziewałam się bardziej historii fantastycznej, gdzie główne skrzypce będzie grała syrena; być może uwięziona przez ludzi, a zamiast tego przeczytałam obyczajówkę, w której tytułowa bohaterka jest wątkiem zaledwie pobocznym i w pewnym sensie spoiwem dwójki głównych bohaterów.

Na plus zasłużyło jednak przedstawienie świata XVIII- wiecznej Anglii. Autorka zrobiła tutaj kawał naprawdę dobrej roboty i poruszyła wiele wątków; portowe życie, domy publiczne i ich funkcjonowanie od wewnątrz, czy choćby traktowanie ludzi o odmiennym kolorze skóry.

Choć powiedziałam, że jest bardzo dobra, to niestety nie jest także bez wad. Momentami nudziła; niestety, ale jednak chciałam wiedzieć, co dalej, więc starałam się za bardzo nie zwracać na to uwagi. Oprócz tego nie wszystkie wątki zostały zakończone; mówię tu głównie o postaciach pobocznych. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o dawnej przyjaciółce Angeliki oraz o dziewczynie, która czmychnęła sprzed nosa pani Chappell. No i wspomniana wyżej syrena, myślałam, że skoro udało się dostać Hancockowi drugą, tym razem żywą, to zagra jakąś większą rolę w tej powieści i wiele na to skazywało, gdy czytałam fragmenty, które były z jej perspektywy, a jednak samo zakończenie okazało się niezwykle nudne, a liczyłam na jakieś fajerwerki.

Podsumowując? Nieco się zawiodłam, jednak nadal uważam, że jest to dobrze napisana książka.

Brak komentarzy: