O tej książce na pewno słyszał każdy i podejrzewam, że w większości, nie były to pozytywne opinie, czy żadne wychwalanie pod niebiosa. I na wstępie powiem, że i tutaj tego nie uświadczysz. Nie chciałam jej jakoś bardzo czytać, ale trafiłam kieszonkę na promocji, więc pomyślałam, że sprawdzę o co tyle szumu, choć miałam w pamięci obraz tego, jak Bestselerki po prostu niszczą dziecko Lipińskiej.

Poznajemy główną bohaterkę, której tak naprawdę w tym momencie nie pamiętam już imienia Laurę, która ze swoim chłopakiem Martinem i znajomymi wyrusza na wakacje do Włoch. Zostaje nam także przedstawiony kolejny główny bohater; wywodzący się z potężnej włoskiej rodziny i guru mafii; don Massimo. Sęk w tym, że z tym gościem nie wszystko jest w porządku, ponieważ typek ma w swoim domu obrazy właśnie z Laurą, której nigdy wcześniej nie spotkał, jednak widział ją jak był w śpiące po jakimś wypadku, czy coś w ten deseń. Wiecie, wielki wódz umierał i miał wizję, w której ujrzał kobietę idealną i doskonałą pod każdym względem.

Drogi Massima i Laury rzecz jasna się przecinają, a nasz mafioza wpada na genialny plan i porywa jakże uroczą bohaterkę i daje jej tytułowe 365 dni na to, aby go pokochała z własnej woli i rzecz jasna została z nim na zawsze. Romantycznie, nieprawdaż? Zwłaszcza, że te 365 dni trwają całe trzy miesiące. Tak, słownie trzy miesiące; ja wiem, że nie zdałam matury z matematyki, że mam z nią problemy, ale tyle to nawet i ja potrafię ogarnąć. Co prawda, nie wiem, co jest w drugim tomie, podejrzewam, że ciąg dalszy tych dni, ale jednak skoro jest taki tytuł, to myślę, że do czegoś to zobowiązuje.

Oczywiście to ckliwe love story; bo wiecie laska jest porwana, ale miękną jej kolana, bo facet jest przystojny, albo rozpływa się nad interesem w jego spodniach. Ale, ale ona jest twarda i oczywiście mu się oprze! Przez chwilę. A on wielki mafiozo, ale przy swojej wybrance jest potulny, jak baranek; no ideał faceta, normalnie! Tak naprawdę to nie. I nie mówię, że motyw syndromu sztokholmskiego jest zły, wręcz przeciwnie! Polubiłam ten wątek, gdy czytałam jeden z fanfików, ale tutaj, jakoś mi nie leży, a główna bohaterka zachowywała się irracjonalnie. No mnie to nie przekonało i myślę, że autorka zmarnowała potencjał tego pomysłu, a sam romans rozwinął się zbyt szybko.

Do tego wszystkiego Laura była tak płytka, tak masakrycznie płytka, że woda do kostek, to przy niej niemal, tak jak oceaniczne głębiny. Zostaje porwana przez człowieka, który wprost jej mówi, że daje jej rok, aby go pokochała, ale jak spróbuje odejść, to zabije jej rodzinę, a ta się zachwyca tym, że taki przystojny, sukienką od Prady i szampanem pewnie droższym, niż moja wypłata. No błagam, gdzie ona ma mózg. Jeszcze bym to zrozumiała, gdyby taka bohaterka miała lat jakieś szesnaście; wiecie - nastolatka, ale nie, Laura ma dwadzieścia dziewięć lat. Wypadałoby żeby była już względnie ogarniętą kobietą.

"Wy macie talent do picia wódki, a ja potrafię szykować w myślach cały dzień, by w realne piętnaście minut być gotowa."

Chociaż mistrzostwem był dla mnie także "kolor szarego melanżu". Ja wiem, że my kobiety mamy jakieś mega postrzeganie kolorów, którego nie ogarniają faceci, no ale szary melanż? No błagam... Już pomijając ten szczególik, ale wiele rzeczy było po prostu szyte grubymi nićmi; choćby ta bajeczka, o jej wyjeździe do Polski i nikt ze znajomych się nie interesuje, czy już sam fakt, że gdy wróciła do Warszawy i się wozi drogimi samochodami, co wcale nie jest podejrzane. O, albo ta jej choroba serca, która w ogóle była z tyłka wzięta i pojawiała się w randamowych momentach.

Jakieś plusy? Spodziewałam się czegoś gorszego. Jest to prosta książka, ale językowo nie była tragiczna, choć pamiętam, że momentami doprowadzała mnie do szewskiej pasji, bo opisy się wlokły i były nudne. Sceny erotyczne, o ile na początku nic do nich nie miałam, to później mnie nieco irytowały, ale tragedii nie było, ponieważ zdarzało mi się czytać gorsze.
Plusem jest także fakt, że to książka, którą się czyta dość szybko i ma miłą dla oka oprawę, choć też niczym nie zachwyca.
I plus jest taki, że się skończyła. Jednak nie, sorry to trylogia, fak.
Nie wiem, czy jest sens jeszcze się nad tym rozwodzić; to nie jest dobra książka, nie była też najgorsza, bo taka "Nieczystość" irytowała mnie bardziej, ale tam mnie chociaż trzymał klimat, bo były motywy które lubię, natomiast tutaj; Włochy, mafia i coś w stylu Grey, to zdecydowanie nie moja bajka. Hmm, moja opinia powinna być wyrażona w skali od 0 do -10, ale niestety takiej nie ma, no to cóż...

2 komentarze:

  1. Oh, jak to dobrze, że nie jestem sama w takiej opinii. Przeczytałam ją z powodu wyzwania i do dzisiaj żałuję :-]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to była porażka, choć z potencjałem, aczkolwiek znam 2 osoby, którym się podobała i jestem tym przerażona... (Ktoś namawia mnie na przeczytanie 2 tomu i też jestem przerażona xd)

      Usuń