Sub Rosę autorstwa Ani Jurewicz chciałam przeczytać, odkąd tylko o niej usłyszałam! Wystarczyła mi wzmianka o Uniwersytecie Łysogórskim i fakt, że powieść jest w klimatach słowiańskich, abym zapragnęła się zapoznać z twórczością autorki. Niestety trochę mi było to nie po drodze, aż w końcu dostałam egzemplarz pod choinkę od mojej najwspanialszej kuzynki (drugiej takiej ksiązkoholiczki nie znam!). Swoją drogą, obiecuję Wam, że kolejna książka, którą zrecenzuję nie będzie słowiańska (chyba). I zabawne jest to, że zrobiłam podsumowanie i powiedziałam, że raczej już żadnej książki nie przeczytam, a tu proszę, jaka niespodzianka!

Powieść porwałam w swe rączki jeszcze tego samego dnia i już następnego miałam ją przeczytaną, co już powinno dobrze o niej świadczyć, prawda?
Główną bohaterką jest dziewczyna o nietypowym imieniu i nazwisku; Róża Świętojańska, którą poznajemy podczas jej drogi na Uniwersytet Łysogórski, gdzie zamierza studiować magię. Ta niezwykła szkoła jest jedyną magiczną placówką w Polsce, a same czary stają się coraz bardziej powszechne, choć nie wszyscy jeszcze potrafią pogodzić się z tym, że w ogóle istnieją.
Róża szybko zaprzyjaźnia się z Wegą, Corveuszem i Jonaszem, z czego ten ostatni jest jej profesorem, a ponadto okazuje się, że posiada w sobie potężną magię, tylko jeszcze sama nie wie, jak jej używać.
 Zaczynałam się wściekać, a nie mogłam się tak za bardzo wkurzyć, bo nie po to pół ranka malowałam kreski na powiekach, żeby je teraz sobie poodciskać wszędzie.
Książka ma w sobie wiele zwrotów akcji; wraca przeszłość, od której wyrwała się Róża, oraz losy osób, które dziewczyna zostawiła za sobą, w niespodziewany sposób splatają się z ludźmi, których poznała, a do tego wydarzyło się coś, przez co jest w niebezpieczeństwie, ponieważ pewnego dnia traci swoją moc i to dopiero wtedy zaczyna dziać się prawdziwa magia - jakkolwiek to brzmi.
Co mogę powiedzieć więcej? Książka wprost ocieka humorem i sarkazmem, dokładnie tak jak lubię. Jedyne, co mnie w pewnym momencie zirytowało to fakt, że pojawił się tam pewien trójkąt miłosny, bo uważam, że był zbędny, ale ten wątek wcale nie wpływa na ocenę całości. Postacie są dobrze wykreowane, prawdziwe i nie irytujące. Bardzo polubiłam Jonasza i mam nadzieję, że jest go więcej w drugim tomie!
Mordowanie kogoś w sukience z dekoltem w serce może być trudne, a z kolei wyrwanie faceta samej będąc ubraną w czarny golf i kominiarkę... Podejrzewam, że jest bliskie niemożliwemu.
Ogólnie nie sądziłam, że ktoś jest w stanie połączyć w jednej książce tyle motywów, które lubię; magia, słowiańskość, szkoła czarów, nietypowa relacja uczeń x nauczyciel, a do tego to wszystko dzieje się w Polsce. Żyć nie umierać.
Sub Rosa to naprawdę bardzo dobra powieść, przy której się wiele śmiałam i spokojnie mogę dać jej miano jednej z najlepszych, które przeczytałam w ubiegłym roku. 
Na szczycie Łysej Góry powstał pierwszy (i jak na razie jedyny) magiczny uniwersytet w Polsce. Zajął on miejsce niegdysiejszego klasztoru, co wywołało oburzenie wielu środowisk, gdyż uważano to za świętokradztwo. Do dzisiaj pamiętam, jak premier Gwizd, z dumnie uniesioną głową, spokojnie, ale stanowczo, odpowiada dziennikarzowi w Wiadomościach: - Ależ oczywiście, że to świętokradztwo. Ktoś postawił kościół na szczycie świętej góry Słowian! W miejscu, które zostawiono bogom. Lepiej bym tego nie ujęła, redaktorze.


Brak komentarzy: