Nora Roberts jest raczej dość znaną autorką i bardzo często, gdzieś mi się przewijały jej powieści,Mroczne Tajemnice" wpadły w moje ręce przypadkiem, ponieważ przyjaciółka ma ją na półce, więc grzechem by było z tego nie skorzystać, zwłaszcza, że znów jestem obrażona na wszelkie pdfy, jednak nigdy po żadną nie sięgnęłam, ani nie znalazła się na mojej ciągle rozrastającej się liście do przeczytania. Na okładce wyczytałam, że ma na swoim koncie ponad 150 powieści, z czego wiele jest okrzyknięte bestsellerami, więc to całkiem bogaty dorobek. "



 Do tej książki podeszłam dość obojętnie, choć jej objętość bardzo mnie satysfakcjonowała, bo wreszcie coś porządnego wpadło mi  w ręce. Wiecie, ja jestem fanką fantastyki, czarów, wymyślonych światów no i rozgrywających się tam przygód i romansów. "Lubimy czytać" podpowiada mi, że to jest literatura obyczajowa i romans, choć ja osobiście podciągnęłabym to pod kryminał, tak też więc taguje. Raczej rzadko sięgam po książki tego typu, a morderstwa, zaginięcia, policyjne śledztwa i tego typu sprawy raczej mnie nie rajcują, choć nie powiem, zdarzają się wyjątki. W każdym razie, do "Mrocznych Tajemnic" podeszłam raczej obojętnie, a po Andamanowej porażce, nie nastawiałam się zbyt optymistycznie, coby się znów nie zawieść, bo znów bym pewnie wylała tu swoją frustrację. Ale, ale, nie wybiegajmy, aż tak daleko, bo tak się nie stanie. Powieść Nory Roberts zaskoczyła mnie dość pozytywnie i stała się właśnie takim wyjątkiem od reguły, więc czytałam ją z prawdziwą przyjemnością.

 Jak wspomniałam wyżej, "Mroczne Tajemnice" nie są jakąś tam ledwie 200-300 stronicową opowiastką, ale porządną książką, liczącą sobie ponad 600 stron, a takie lubię najbardziej, i choć początkowego obniżonego zapału, to pod koniec, byłam zrozpaczona, bo wiedziałam, że stron mi ucieka, a ja chciałam czytać dalej. Według mnie, Nora Roberts ma bardzo lekkie pióro i płynnie przechodzi do kolejnych wątków, tak samo, jak ukazuje nam nam kolejne zagadki i intrygujące tajemnice. Pod względem językowym, także jest niczego sobie, znalazłam nawet słowo, którego nie znałam, więc to dobrze, bo stałam się bogatsza o jedno wyrażenie.

 Dzisiaj chyba będę siała "ochami i achami" i wyrażała swój zachwyt, z góry uprzedzam, no; z połowy. Bohaterowie są barwni i dobrze wykreowani, różnorodni. Mamy artystkę Clare, twardo stąpającego po ziemi szeryfa Camerona, zbuntowanego nastolatka; Ernie'go, czy szaloną Annie, która mnie osobiście zachwyciła, choć jest tylko postacią poboczną i taką niepozorną, jednak to dzięki niej wiele się wyjaśniło.

 Przejdźmy może do fabuły, a tak swoja drogą, zauważyliście, że dopiero teraz do niej przechodzę, zamiast gadać o niej na początku? Próbuję najpierw opisać książkę bez wnikania w fabułę i jestem zaskoczona, że to możliwe, jakiś dziwny napływ weny mam, jednak jeżeli dzięki temu moje recenzje będą lepsze, zamierzam to praktykować.

 Główną bohaterką jest Clare Kimball; znana rzeźbiarka, która wyjechała z rodzinnego, spokojnego miasteczka do Nowego Yorku, aby tam odnosić sukcesy i oddać się temu, co kochała najbardziej - sztuce. Tak się dzieje; jest sławna, bogata oraz ma wspaniałych przyjaciół, jednak  czasem dręczą ją koszmary z przeszłości. Pewnego dnia postania rzucić wszystko i wyjechać aż się prosi, aby dorzucić tutaj "w Bieszczady" do Emmitsboro, jej rodzinnego miasteczka, aby móc się wyciszyć i tam w spokoju pracować nad kolejnymi dziełami. Clare realizuje swój pomysł, a niebawem jest pewna, że wreszcie odnalazła swoje miejsce, nawet jeśli musi zmierzyć się z demonami przeszłości. Tymczasem w Emmitsboro zaczynają dziać się dziwne rzeczy, które nigdy wcześniej nie miały miejsca w tej spokojnej mieścinie. Zamordowany został ojczym szeryfa Camerona, a na innej farmie zarznięte zwierzęta, natomiast przed przyjazdem artystki z jednego z grobów na cmentarzu zniknęła ziemia. Kolejne zaginięcia i dziwne wypadki tylko potęgowały moją ciekawość, zwłaszcza że wszystko potem łączyło się w to, iż Clare była zagrożona, bowiem jej koszmary były czymś, co zobaczyła w przeszłości, gdy była bardzo malutka.

W tle oczywiście pojawia się także wątek romantyczny, pomiędzy główną bohaterką, a szeryfem, który jest doskonale wpleciony w wartką akcję. Wracając do mroczniejszej części fabuły; okazuje się, iż w spokojnym Emmitsboro, niektórzy z jego mieszkańców od wielu lat należą do sekty satanistów. Jak się okazuje, wrogowie czają się nawet wśród najbardziej zaufanych osób, czy tych niepozornych, których nawet byśmy się nie spodziewali. Jak to mówią, nie wszystko złoto, co się świeci. Zaskoczyła mnie bardzo sama końcówka, bowiem tak naprawdę za tym wszystkim stała osoba, której nikt by o to nie posądził.

Podsumowując; książka jest bardzo dobra i naprawdę godna polecenia. Cieszę się, że mogłam ją przeczytać i poznać kolejną, wspaniałą przygodę. Co tu wiele mówić?



Brak komentarzy: