Lubię sięgać po twórczość polskich autorów. Jedni są bardziej znani, inni mniej, jedni gorsi, drudzy lepsi, ale jednak, każdy z nich wnosi coś do lokalnej literatury. No, może z wyjątkiem tego.
Nie pamiętam czy tutaj to mówiłam, ale jestem ogromną fanką cyklu Kwiat Paproci autorstwa Miszczuk, tak samo jak i wszelkich innych powieści, które mają cokolwiek wspólnego z wierzeniami słowiańskimi, a jak się okazuje jest ich całe mnóstwo. Dlatego też, Żniwiarz już od dawna znajdował się na mojej obszernej i ciągle rozrastającej się liście do przeczytania, więc wreszcie się za niego zabrałam, pomimo faktu, iż nie mam czasu i nienawidzę pdfów. Jestem świeżo po przeczytaniu Pustej Nocy, czyli pierwszego tomu i rozpoczęłam już kolejną część i cóż, nadal przebywam w zachwycie nad tą historią.
Akcja dzieje się w niewielkim miasteczku; Wiatrołomie, swoją drogą podoba mi się ta nazwa. Poznajemy Magdę, która od zawsze potrafiła dostrzec upiory i inne byty świata zmarłych. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu zarówno jej rodzice, jak i ciotka Jadwiga potrafili także ich dostrzegać, a ponadto jej wujek Feliks jest Żniwiarzem, czyli kimś, kto wypędzą pozaziemskie stwory i chroni przed nimi niczego nieświadomych ludzi. Dziewczyna jest moją rówieśniczką (lubię, gdy główny bohater ma tyle lat, co ja, a ostatnio spotykam to rzadko, no albo czytam niewłaściwe ksiązki) i pracuje w księgarni (aj, wierzcie mi, chciałabym xd) swojej mamy, już samo to wystarczyło, abym obdarzyła ją sympatią. Magda wiedzie z pozoru zwyczajne życie, pomimo tego, że czasem widuje Nawich, czyli stwory pozaziemskie i często pomaga Feliskowi.
Tymczasem na ziemię dostaje się tajemniczy i niebezpieczny Pierwszy Żniwiarz, który ma iście ambitny i niedorzeczny cel, mianowicie: unicestwienie wszystkich istniejących Żniwiarzy, a na dodatek dziewczyna często widuje cienie, których intencji nie zna. Feliks, Magda i inni są w niebezpieczeństwie i muszą jakoś wybrnąć z tej dziwnej sytuacji. Dodatkowo zwiększyła się aktywność nawich, co jest niepokojące.
W tle widnieje także wątek romantyczny, który bardzo mi się podobał, ale nie był on tematem przewodnim książki, co bardzo dopełniało akcję, bo było to takie subtelne wplecenie. No i polubiłam bardzo postać Mateusza, który tu się pojawił i ku mojemu zdziwieniu odegrał większą rolę.
Ogólnie mamy tam kilku fajnie wykreowanych bohaterów. Bardzo polubiłam Jadwigę – osiemdziesięcioletnią ciocię Magdy, wspomnianego Mateusza, czy choćby pana Waldemara, który także coś w sobie ma.
Ponadto w Żniwiarzu mamy także wspaniałe opisy walk z potworami. Tu unicestwienie upiora, tam gdzieś grasuje jakiś inny martwiec, a jeszcze indziej hasają sobie spaleńce, którymi oczywiście także trzeba się zająć, a w drugim tomie, który zaczęłam pochłaniać jeszcze tej samej nocy, zaraz po skończeniu pierwszego, tych starć występuje jeszcze więcej. Dość sporo stworów z dawnych wierzeń, co mi się bardzo podobało, bo zawsze uwielbiałam czytać, czy też słuchać opowieści o takich upiorach, w które dawniej wierzyli ludzie. 
Zakończenie książki natomiast ewidentnie wbiło mnie w poduszkę. Dosłownie, bo nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. W życiu bym nie pomyślała, że ta konkretna postać okaże się tym, kim  się okazała i zrobi, to co zrobiła. No po prostu, wpatrywałam się w ten telefon i nie wierzyłam w to, co przeczytałam.
Pod względem językowym, także książka w niczym nie ustępuje, a czyta się ją bardzo szybko i płynnie, a przede wszystkim, chce się jej więcej i więcej…
Jaki werdykt? To chyba jasne. Książka jest genialna, a ja uciekam bo zostało mi się jeszcze ponad setka stron drugiego tomu!
Podziwiam cię, że wiedząc o tym wszystkim, potrafisz wieść jeszcze normalne życie.
Pozdrawiam, Niedoskonała.

PS: Recenzja będzie podlinkowana także tutaj.

Brak komentarzy: