Na 31 Korytarzy autorstwa Agaty Rybki natknęłam się jakiś czas temu na powiatowej stronie, gdzie udostępniono artykuł o jej książce. Zachęcona faktem, że to dzieło lokalnej pisarki (strasznie mnie ciągnie do literatury, którą tworzą osoby z moich okolic, choć Gołkowskiego muszę jeszcze ponadrabiać xD) i właściwie zaskoczona tym, że dowiedziałam się o tej książce tak późno, bo o dziwo nie przewinęła mi się nigdzie na instagramie, gdzie znajduję mnóstwo książek, które chcę przeczytać od razu musiałam ogarnąć o czym jest, a tutaj pojawia się jeden z moich ulubionych motywów literackich, czyli romans nauczyciel x uczeń,  ja przepadłam, a ona zaczęła za mną chodzić. Tak, dobrze przeczytaliście; książka zaczęła za mną chodzić.Wszędzie.

"Kiedy wszystko bezlitośnie dzieli, warto zamknąć oczy i poszukać głębiej" - z okładki. 

Sprawdzałam strony z pdfami i wyczekiwałam, aż powieść się gdzieś pojawi, choć na to za bardzo nie liczyłam, bo przecież została wydana nie dawno. W końcu zrezygnowana (przypominam, że jestem z tych, co książki nabywają jedynie na promocjach) postanowiłam ją kupić i przeczytałam ją jeszcze tego samego dnia. Nie mogłam pozwolić sobie na odłożenie jej, choć ubolewałam, gdy musiałam zrobić sobie przymusowe przerwy, bo tego dnia wypadły mi akurat badania lekarskie i wypominałam sobie, że nie zabrałam jej ze sobą, skoro kolejki takie długie. Ale się nie poddałam i czytałam do ciemnej nocy^^.
Ich obecność dodawała mi dziesięć punktów do dorosłości.

31 Korytarzy; sam tytuł jest już dość intrygujący, a dodać do tego rewelacyjną okładkę (moje mierne graficzne predyspozycje wychodzą na powierzchnię i oceniają 11/10!) i mamy powieść, po którą sięgnięcie jest ogromna ochota. Najbardziej podoba mi się ukazanie na samym początku tej bariery między nimi, dowiadujemy się tego już z samej oprawy graficznej.

Na blogu pojawiła się już recenzja książki o podobnym motywie; pisałam o Za Wcześnie autorstwa Joanny Barnard, jednak w 31 Korytarzach mamy całkiem inny rodzaj relacji. Tam nauczyciel był… ( nasuwa mi się słowo na myśl, ale obiecałam sobie, że chociaż w recenzjach nie będę przeklinać, bo przecież co za dużo, to nie zdrowo), który po prostu wykorzystał uczennicę, a tutaj dwójka głównych bohaterów odnalazła w sobie nawzajem spokój, połączyła ich miłość. Czy ja już mówiłam, że lubię takie książki?
Nasza nauczycielka, pani Radwa, wyglądała jak tania wersja Dolores Umbridge...
Historia prowadzona jest dwutorowo w formie dzienników, co niesamowicie mi się podobało, ponieważ to bardziej pozwala nam się wczuć w postać. Lubię taką formę narracji, w tym co próbuje pisać, a mam dwójkę głównych bohaterów też często taką stosuję. Jest dość wygodna, a przede wszystkim wiemy co siedzi w głowach obojga bohaterów. Gdy czytałam zapisy z perspektywy Amelii, to miałam wrażenie, że dziewczyna to do mnie napisała, że opowiada mi o swoim życiu. To było bardzo realne, nieprzesadzone, ot po prostu świetnie wykreowana szesnastolatka. Postać Witka momentami wydawała mi się nieco infantylna, ciut przesadzona, ale facet naprawdę dawał radę w opowiadaniu swojego życia!

Przejdźmy jednak do fabuły; akcja dzieje się 2009 roku, szczerze mówiąc sądziłam, że będzie działa się w czasach nam bliższych, a nie kilka lat wstecz, ale to w zasadzie na nic nie wpływa. Pamiętacie, że wtedy nikt nie siedział na facebooku, a wszyscy marnowali czas na Nasze Klasie? Autorka pamiętała i to mnie tak trochę rozczuliło, gdy przeczytałam pierwszą wzmiankę o tym portalu. To były czasy, no nie?

Nie wiem, czy ją kochałam. Jeśli tak, to starałam się o tym zapomnieć. Jedno było pewne - nie miałam bliższej ani ważniejszej dla mnie osoby.
Amelia mieszka sama z chorą matką i właśnie rozpoczyna liceum. Wyróżnia się z tłumu, ubiera się wyzywająco i mocno się maluje, co często przysparza jej wielu kłopotów. Nie ma łatwo; w domu doświadcza przemocy fizycznej i psychicznej, a w szkole ma ogromne problemy z nauczycielką geografii, co jest paradoksalne bo oprócz tego jednego przedmiotu jest wzorową uczennicą. Swoją drogą, autorka zrobiła z psorki od gegry straszną wywłokę, ciekawe czy się na kimś wzorowała? 

Drugi z bohaterów to Witold; starszy o dwadzieścia dwa lata od Amelii nauczyciel matematyki. Żonaty facet z trójką dzieci i kredytem, zaniedbany; momentami kojarzył mi się trochę z takim Januszem, ale w gruncie rzeczy nie mogę go tak nazwać, bo bym mocno przesadziła. To taki zagubiony facet w nieszczęśliwym małżeństwie, które było efektem wpadki. Nigdy nie kochał żony, a syn jest przez niego stale postrzegany jako błąd przeszłości. Witek jest trochę takim dzieckiem, które zgubiło drogę w ciemności. 

W tamtym momencie straciłam koleżankę. Kiedy opowiedziałam Uli o swoim życiu, kiedy wygrałam sama ze sobą i swoim strachem, kiedy przyznałam się do kłamstw i postanowiłam zacząć od nowa, kiedy poprosiłam ją o pomoc, zyskałam przyjaciółkę.
Jakimś cudem, pomimo dzielących ich barier odnajdują wspólny język i znajdują oparcie w sobie nawzajem. On jest nieszczęśliwy, a ona po przejściach, pomimo młodego wieku. Oboje samotni, poszukujący spokoju. Powoli odkrywają, że coś ich łączy, że pomagają sobie nawzajem i między nimi pojawiło się uczucie.

Co jeszcze? Język powieści jest często dosadny, występują wulgaryzmy no i pojawiają się sceny erotyczne, więc to wszystko sprawia, że tekst jest przeznaczony raczej dla starszych czytelników. Autorka podejmuje się także innych trudnych tematów; mówię tu o depresji i próbie samobójczej. Była opisana tak realistycznie, że aż miałam ciary.

- Czasem ptaki w otwartej klatce myślą, że są na uwięzi – powiedziała, a ja spojrzałem na nią osłupiały.
- Kto to powiedział?
- Ja.
Natomiast na łopatki totalnie rozłożyła mnie końcówka książki. Obstawiałam każdy scenariusz: będą razem, rozejdą się, ktoś się o nich dowie, jedno zginie, zginą oboje - no wszystko. Wszystko, tylko nie to, co zaserwowała nam autorka. Gdy szukałam wcześniej informacji o książce, żeby być pewną czy naprawdę chcę ją kupić i czytałam recenzję, to kilka razy spotkałam się z tym, że była mowa o zaskakującej końcówce. Irytowałam się, bo nikt nie rozwijał tematu, nikt nie chciał uchylić rąbka tajemnicy i nawet słówka nie rzekł, co takiego niesamowitego jest na końcu. I wiecie co? Chwała za to. Gdyby ktokolwiek mi o tym powiedział, to bym chyba zaavadowała-kedavrovała, bo nienawidzę spojlerów, a to nie byłby spojler; to byłby spojler spojlerów. Gdy skończyłam czytać byłam zszokowana, zawiedziona, ucieszona, rozgoryczona i sama nie wiem co jeszcze; wszystkie emocje na raz. Do tej pory nie wiem, czy mi się podobało to zakończenie, czy jednak wolałabym inne. Wbiło mnie w fotel, a kac książkowy urządza sobie huczną zabawę.

Mam nadzieję, że Agata Rybka jeszcze coś kiedyś napisze, bo bardzo dobrze jej to wychodzi. W życiu bym nie powiedziała, że ta książka to debiut; czym jeszcze nas zaskoczy? Niecierpliwie wyczekuję kolejnej części i zastanawiam się, w jaki sposób zostanie przedstawiona.
Chyba nie muszę już powtarzać, że jestem zachwycona?





2 komentarze:

  1. Czytałam i oceniam na "średnia" :D Czytałam lepsze ale i gorsze :) Fajna propozycja na nudne wieczory, ale nie wciągnęłam się w nią :D

    OdpowiedzUsuń