Mówię często, że nie czytam kryminałów, nie lubię żadnych policyjnych pogoni, strzelanin, trupów i tego typu rzeczy, bo czasami mam dziwne schizy. Na przykład po przeczytaniu Domu na Wyrębach Dardy, choć bardzo mi się podobała ta powieść, to jednak nie patrzyłam w nocy w okno, bo bałam się że zobaczę strzygę, a po przeczytaniu Czarnej Madonny Mroza, każdy szmer w nocy wydawał mi się podejrzany. Czasami bujna wyobraźnia bywa jednak minusem, prawda?


Zdarza się jednak, że czasem fabuła tak mnie zaintryguje, że jednak sięgnę po coś z tego gatunku. Tak właśnie było z Grzechem autorstwa Maxa Czornyja, byłam zaintrygowana odkąd tylko dostrzegłam okładkę, a opis szybko sprawił, że po prostu musiałam to przeczytać, a pomyśleć że na tę powieść natknęłam się zupełnym przypadkiem. Nie dodam gdzie, bo to chyba wiadome :). Aha, a sama okładka jest obłędna i równie mocna, co wnętrze.

Akcja dzieje się w Lublinie, gdzie dochodzi do serii zaginięć. Robert Wolski zgłasza zaginiecie swojej żony, a kartka która dostał od prawdopodobnie porywacza, jasno mówi mu o tym, że nie odeszła od męża. Jak wspomniałam wyżej, dochodzi do serii zaginięć i zawsze są to kobiety, w ogóle ze sobą nie powiązane.Odnajdywane są kolejne ciała, a ich zdewastowanie świadczy o tym, że morderca jest bezwzględnym sadystą, do tego ma bzika na punkcie religii, a na dodatek nie działa schematycznie, co jeszcze bardziej utrudnia śledztwo. 
Z natury przecież wszyscy jesteśmy źli, a tylko staramy się udawać świętych.
Akcja pędziła szybko, czasami może za bardzo, ale nie przeszkadzało mi to nawet w najmniejszym stopniu i w ogóle nie uznaje tego za minus. Stale też trzymała w napięciu i była bardzo zwrotna.

Postacie były różnorodne, charyzmatyczne. Choćby komisarz Deryło, cóż to była za postać! No nic, tylko klękajcie narody. Konkretny, stanowczy, nie owijający w bawełnę i całkowicie oddany sprawie. Chyba stał się jednym z moich ulubionych bohaterów literackich, o ile o nim nie zapomnę, ale facet zdecydowanie ma w sobie to coś.

Książkę pochłonęłam bardzo szybko, bo zaledwie w weekend, a już od samego początku miałam ciary. Ja zdecydowanie nie powinnam czytać takich rzeczy! Historia ma dość mocny początek, bo spotykamy się z jedną z ofiar i bardzo graficznymi opisami. Z naciskiem na bardzo, co było plusem i minusem zarazem. Lubię dobre opisy, wiadomo lepiej można wyobrazić sobie, co autor miał na myśli, ale jeżeli są to opisy brutalnego morderstwa, no to już niekoniecznie dla mnie. Były momenty, kurde było wiele takich momentów, gdy czytałam i nagle krzywiłam się z obrzydzeniem, ale jednak mimo wszystko czytałam dalej. Choć momentami miałam ochotę rzucić Grzech i go więcej nie otworzyć, a jednocześnie pragnęłam dalej chłonąć tą historię, bo musiałam dowiedzieć się co będzie dalej. Po prostu musiałam.
Nieprofesjonalne jest to, że w tym momencie użeram się z panem, zamiast robić coś pożytecznego. Zamykacie się w tych swoich laboratoriach i zachowujecie jak opętani. Gdyby nauka rozwijała się w waszym tempie, pisałbym raporty na glinianych tabliczkach!
Język powieści jest na bardzo wysokim poziomie, opisy rozbudowane i realistyczne. Autor ma naprawdę całkiem niezły warsztat i myślę, że z przyjemnością sięgnę po inną jego książkę, a z pewnością po kolejną część, choć odrobinę mnie to przeraża, bo już wiem, czego się mogę spodziewać, co powinno mnie odstraszyć, ale też z niecierpliwością wyczekuję, aż zacznę to czytać, choć gdy zobaczyłam okładkę, to się skrzywiłam. 

Jako całość książkę oceniam na bardzo dobrą i zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Powiem więcej; grzechem jest jej nie przeczytać.

Brak komentarzy: